
Alicja Szerment z kl. IIIB
"- Co zamierzasz zrobić, Sarah?
- Coś wymyślę.
- Wymyślisz, jak przetrwać?
[..]
- Nie. Jak wygrać."
"Tropicielka cieni", M.G. Gardiner
Thriller i sensacja... po tego typu literaturę sięgam dosyć sporadycznie, jednak dla „Tropicielki cieni” postanowiłam zrobić wyjątek. Rzadko zdarza się, żeby jakaś książka wciągnęła mnie tak bardzo, że sen nie chce przychodzić, a kiedy przychodzi to z pewnymi wyrzutami sumienia..., że nie pozna się „tu i teraz” dalszego ciągu tej historii. „Tropicielka cieni” wciągnęła mnie bez reszty, porywając do swojego świata na kilka dobrych godzin, godzin, które najchętniej spędziłabym na obgryzaniu paznokci z nerwów...Pani Gardiner wie jak pisać „sensację”. Stworzyła świetną książkę, która porwała mnie już od pierwszej strony... Pościg, zawrotne tempo akcji... To lubię!
Sarah Keller jest matką samotnie wychowującą pięcioletnią córeczkę – Zoe. Mieszka, w spokojnym. odległym regionie Oklahomy. Pracuje jako skip traicerka – poszukuje i ściga osoby, które uciekają przed policją, aby uniknąć spłacenia długów, sądu czy więzienia. Jest można by rzec, że łowczynią... Pewnego dnia zmienia się jednak sama w zwierzynę. W dniu kiedy wychodzi na jaw, że Zoe nie jest biologiczną córką Sarah, kobieta z córką musi zacząć uciekać. Przed policją, FBI i groźnymi przestępcami, którzy nie cofną się przed niczym, żeby dopaść Zoe. A jak Zoe to i Sarah, ponieważ kobieta nie odda dziewczyny bez walki... Zaczyna się wielka ucieczka, wielki pościg. A temu wszystkiemu towarzyszy niejedno kłamstwo, strzelanina, śmierć, niebezpieczeństwo i strach. Strach, który udziela się także czytelnikowi... A jak strach to i zaangażowanie w historię.
„Tropicielka cieni” to kolejna książka Meg Gardiner. Nie miałam przyjemności zapoznać się z jej pozostałymi dziełami, ale jestem pewna, że postaram się to zmienić. Jeśli są chociaż w ¾ tak dobre jak ta powieść... to naprawdę warto. Dawno nie byłam pod tak silnym wpływem jakiejś powieści. Jednak historia Sarah... wciągnęła mnie tak mocno, że to aż nie do pomyślenia. Jest po prostu rewelacyjna! Może sprawia to fakt, że ważne w tej książce są losy dziecka? A jak wiadomo krzywda, które dzieje się dziecku lub, która może mu się dziać działa bardzo mocno na psychikę człowieka, a w tym wypadku czytelnika. Dorosły może się chronić na różne sposoby... Dziecko jest bezbronne - może polegać tylko na dorosłych. Tym bardziej takie słodkie, a zarazem przenikliwe dziecko jak Zoe...
I tu przy postaci Zoe autorka zyskuje u mnie kolejny plus. Zoe jest bardzo dojrzała jak na swoje pięć lat, a przy tym ma bardzo przenikliwy umysł. Dowiadujemy się już o tym na pierwszych stronach powieści. Pomimo tego dziewczynka wykazuje momentami zachowania idealne dla pięciolatki – tj. nie może się na przykład obyć bez swojej lalki „przytulanki”. Przy konstrukcji postaci Sarah p. Gardin także się postarała. Stworzyła bohaterkę silną i niezależną, ale przy tym postać inteligentną i odważną. Kobietę, którą wychowało życie, niespełniona marzenia, a przede wszystkim miłość do Zoe. No i mamy jeszcze postać szalonego detektywa FBI, który próbuje zrobić z głównych bohaterek przynęty i zwariowanych morderców. Nie brak jednak w tej powieści bohaterów jak najbardziej pozytywnych - wiernych, odważnych i oddanych przyjaciół. Ale muszę przyznać, że jednak motywy działania tych bohaterów mniej pozytywnych są bardziej interesujące. Cała gama postaw, zachowań i pytań "Dlaczego?" i "Po co?". W tej książce każdy bohater jest większą lub mniejszą zagadką...
Były „ochy i achy”, ale teraz muszę sobie trochę pomarudzić, a mam zastrzeżenia do dwóch spraw. Pierwsza-Brakowało mi odrobinę reakcji Zoe na to co się dzieje wokół niej... Wiadomo. Strach. To autorka nam pokazała, ale zabrakło mi tego co potem. I tym oto sposobem dochodzi do drugiej wady. Autorka, moim zdaniem, ledwie przejechała palcem po tym co działo się po punkcie kulminacyjnym tej historii. O niczym nie zapomniała, wszystko krótko podsumowała, skwitowała. Dzieje się, dzieje... a potem „pach i pach”. A jednak ja z chęcią poznałabym tą końcówkę bardziej rozbudowaną, a co za tym idzie opisaną z większą dokładnością. Po prostu chciałabym otrzymać coś więcej, niż zaledwie kilka zdań podsumowujących. Chcę poznać skutki - dokładnie opisane! Chcę poznać kawałki historii bohaterów "po"... I tak oto tym sposobem z marudzenia przechodzimy z powrotem do "ochów i achów" ;)
Koniec pomimo tych małych niedogodności o których pisałam powyżej jest po prostu G-E-N-I-A-L-N-Y. To koniec zaskakujący, a przy tym powodujący, że kiedy zorientowałam się, że to już ostatnia strona pomyślałam sobie "o nie...". Ja chcę więcej! Więcej akcji, ciekawej fabuły, zgrabnych dialogów. "Tropicielka cieni" to jedna wielka ucieczka... ucieczka, która ani przez sekundę nie jest nudna. W dodatku autorka w bardzo delikatny, a zarazem idealnie dopasowany do fabuły sposób wprowadza czytelnika w tą całą genezę pościgu. Bo w końcu gdzieś on bierze swój początek, prawda? Oj, ta przeszłość... Przy okazji autorka stopniuje napięcie.... i nie ujawnia wszystkiego na początku. Ujawnia nam po trochu tajemnic aż do ostatniej strony powieści... To trzymało mnie przy tej książce jeszcze bardziej.
"Tropicielka cieni" to książka porywająca w każdym calu. Wartka akcja, ciekawa fabuła, świetni bohaterowie i dialogi... to recepta na R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-Ą książkę sensacyjną. A pani Meg Gardin zna tą receptę i wykorzystała ją w stu procentach. W rezultacie powstała poczytna książka, wciągająca od pierwszych stron. Pani Gardin wykorzystała potencjał tej historii. Jestem więc pewna, że mogę Wam polecić tą książkę z czystym sumieniem... Nawet nie wiecie jak jest mi żal rozstawać się z Sarah, Zoe oraz ich towarzyszami. Czytanie tej książki to była po prostu czysta przyjemność. Więc radzę Wam dobrze... nie odmawiajcie jej sobie!